Komentarze: 1
Ehhh... tak jakoś niemiło mi na sercu.... czuję się rozczarowana, zdegustowana... czuję żal... ogromny żal... Choć trudno jest mi kogoś pokochać...wreszcie pokochałam... całym mym sercem.. wiem co czuję... ale to wszystko jest takie pogmatwane, niezrozumiałe i głupie :/ .... myśle, próbuję zrozumieć.. a im bardziej się staram tym mnie rozumiem i bardziej czuję się zagubiona w tym całym świecie... nie potrafię się skupić... na nic nie mam ochoty... a kiedy myśle o Nim o tym co robi... jak sie zachowuje... czuję taki dziwne gorąco... łaskot... jakby coś chciało mnie rozerwać w okolicach mostka... nie wiem co robić... :/ .... miłość ma uskrzydlać... a mi skrzydła sa regularnie podcinane... posiadam coraz mnie siły do wzbicia się w powietrze... coraz mnie szans do zaczerpnięcia świeżego powietrza, które mnie oreżwi i doda energii im ochoty do dalszej pracy... do życia... na co mi to wszystko?? ludzie mówią, że miłość jest jedną z najważniejszych wartości w życiu... ale czy faktycznie warto TAKIE rzeczy przeżywać?? czy nie lepiej zamknąć się w sobie... zamknąć się na miłość... żyć normalnym życiem, bez problemów, domysłów... ze spokojem w duszy i sercu... nie martwić się, że stracę coś co jest dla mnie wszystkim... nie bac się, że coś co kocham całym sercem zrani mnie.... mam ochotę olac ten cały system... nie przejmować sie nieczym....!!!!!!!!!.... ale ja CZUJĘ!!! jestem człowiekiem... który ma potrzebę KOCHANIA i BYCIA KOCHANYM i to właśnie w tym powalonym życiu jest takie okropne!!! Gdyby nie to życie byłoby lżejsze!!! ... Kocham... no i na co mi to?? na co komu moja miłośc... skoro widze, że jest zbędna... nie mam na kogo przelac moich uczuć... :( ... a w sumie mam... jakby nie było.... ale co z tego, że ta osoba zamyka się na nie... i pozostaję sama z nadwyżką miłości... która jest skierowana do tej JEDNEJ JEDYNEJ osoby.... W innych dziedzinach życia potrafię znaleźć nadzieję i ochotę do działania.... potrafie myślec optymistycznie... ale w TEJ.... coraz mniej nadziei mi pozostaje... z dnia na dzień czuję, że się wypalam... mogałbym to skończyć... próbować zapomnieć... ale rozum i serce nie są w zgodzie... co jeśli w tej chwili to skończe... a później będę się obwiniała, że straciłam miłość.. i to z mojej winy... ale ja staram się robić tak wiele... i NIC... czuję totalną pustkę wokoło siebie... mam wrażenie jakby krzyczała, ale nikt mnie nie słyszał, nie potrzebował... na dodatek... wszędzie dostaję same dowody, że każdy związek kiedyś się kończy... w bliskiej czy dalekiej przyszłości... najszczęśliwsze pary jakie znam rozchodzą się... najbardziej zakochani cierpią.. nawet małżeństwa się sypią, bądź wypalają i tkwią w tej pustce uczuciowej..... to wszystko odbiera mi nadzieję na szczęśliwe życie w przyszłości... ja nie wytrzymie jeśli całe życie będę musiała odczuwać taką pustkę... nie chce tak żyć.... a najgorsza myśl to ta, że mam wrażenie, ze już nikogo nie będę w stane pokochac tak jak Jego.... i tu moja nadzieja pryska niczym bańka mydlana... tkwię w tym związku, bo kocham.... ale tkwię ze świadomością, że nie będzie trwał wiecznie i że sie skończy... jest tylko jedna niewiadoma.... czas w którym się skończy... jak to boli.... czuję ból i żal.. al chyba już to mówiłam .. :/
"...Największym Nieszczęściem Kobiety Jest Mężczyzna Jej Życia..."