Czuję się ostatnio przygnębiona, ale gdy spotykam się z ludźmi mi bliskimi, których naprawdę cenię to problemy idą w zapomnienie..... w sumie..... to nie mam tam jakiś MEGAproblemów, które zatruwają mi życie i nie pozwalają żyć beztrosko... chociaż nie wierzę, że będzie tak wiecznie.... Mimo to jestem osobą, która nawet drobny kłopot, sprawę przeżywa..... Od paru dni gryzie mnie jedna sprawa.... jednak nie będę się z niej tłumaczyć i nie będę jej dalej drążyć, bo to naprawdę bezsensowne.... jestem świadoma, że postąpiłam źle, aczkolwiek szczerze i ponosze tego kosekwencje... niewielkie, ale są.... sama sobie nawarzyłam piwa.... na szczęście jest ona powodem do ogormnych zmartwień i da się z tym żyć... chociaż czuję się niewporządku..... no cóż.... mówi się trudno i żyje się dalej... jeszcze czeka mnie sporo o wiele gorszych sytuacji, przy których ja ogłupieję.... bo gdyby tak porównac wielkości tych problemów to ja chyba jestem zbyt wrażliwym człowiekem.... jednak już taka jestem i tego nie zmienie... to jest u mnie niekontrolowane.... nie potrafię nad tym zapanować... poprostu coś się dzieje..... dobergo lub złego... dla mnie lub moim bliskich.... i wtedy samoistnie się stresuję, denerwuję, przeżywam...... nerwów to ja nie mam za mocnych... chociaż jeśli sytuacja tego wymaga to potrafię znaleźć rozwiązanie.... w sumie nie spotkałam się jeszcze z taką sytuacją, w której rozwiązanie byłoby sprawą życia lub śmierci.... nie wiem czy nie spanikowałabym.... ale dotychczas to im więcej adrenalinki tym szybciej znajduje sie rozwiązanie... niekoniecznie rozsądne :P..... Ostatnio chodze jakaś roztrzepana!!! Jak widać po notce... nie ma jakiegoś konkretnego wątku, ehhh..... powoli zaczynam odczuwać nadchodzące wakacje i totalny luz.... poprostu marzę by wyrwać się na kolejne dwa miesiące z tej szkoły.... zacząć wszystko od nowa!!!